Bezpieczna Kryjówka
Oddajemy dziś w Twoje ręce książkę niezwykłą. Opowieść o odwadze, wierze, posłuszeństwie, a nade wszystko o miłości. Czytając ją, przekonasz się, że nie ma doliny tak ciemnej, by Bóg nie miał do niej dostępu. Że On nie pozostawia Cię nigdy samemu sobie, choćby tak właśnie mogło Ci się wydawać. Że zawsze stoi obok Ciebie, a w najtrudniejszych momentach bierze w ramiona. Przypomnisz sobie też na nowo, że miłość to nie emocje. Miłość to wybór. I czyny.
Za tę właśnie miłość, oddaną i nie szukającą swego, rodzina ten Boom była gotowa oddać życie. Możemy mieć jednak pewność, że za wszystkie swe dobre czyny otrzymała już sowitą zapłatę. Jakby na przekór swojej tematyce historia, którą zaraz przeczytasz, napełni Cię radością i pokojem. Jej autorka, Corrie ten Boom, wyszła z obozu koncentracyjnego, lśniąc wewnętrznym światłem. Jak to możliwe? Przeczytaj i nie pozwól, by o jej historii zapomniano.
Corrie ten Boom
Holenderka, która podczas II wojny światowej pomogła w ucieczce przed nazistami wielu żydom. Była więźniarką obozu koncentracyjnego w Ravensbrück. W 1971 roku opublikowała autobiografię pt. „Bezpieczna kryjówka”, która została zekranizowana dwa lata później.
Tytuł: Bezpieczna Kryjówka
Autor: Corrie ten Boom
Wydawca: Mądra Książka
Fragment książki:
Pewnego dnia, wracając z Ojcem ze spaceru, ujrzeliśmy Grote Markt otoczony podwójnym kordonem policji i wojska. Przed targiem rybnym stała ciężarówka, do której wsiadali mężczyźni, kobiety i dzieci, wszyscy z żółtymi gwiazdami. Nie było żadnego widocznego powodu, dla którego wybrano akurat to miejsce o tej porze. – Ojcze! Ci biedni ludzie! – wykrzyknęłam. Policjanci rozstąpili się i ciężarówka odjechała. Patrzyliśmy za nią, aż zniknęła za rogiem. – Ci biedni ludzie – powtórzył jak echo Ojciec. Ze zdziwieniem spostrzegłam, że Ojciec przygląda się żołnierzom, ustawiającym się w szeregu do odmaszerowania. – Żal mi tych biednych Niemców. Dotknęli źrenicy oka Bożego.
Inny fragment
„Było to podczas nabożeństwa w Monachium… Tam go zobaczyłam, byłego esesmana, jednego z pełniących wartę przy wejściu pod prysznic w punkcie przyjęć w Ravensbruck. Był pierwszym z naszych dozorców więziennych, którego spotkałam od tamtych czasów. I nagle ujrzałam to wszystko znów: pokój pełen wyśmiewających nas mężczyzn, stertę odzieży, białą jak kreda twarz Betsie. Kiedy w kościele robiło się pusto, podszedł do mnie uśmiechnięty, w ukłonach.
– Jakże jestem wdzięczny za to co pani powiedziała, Fraulein – rzekł – Pomyśleć, że jak pani mówiła, On przebaczył moje grzechy!
Wyciągnął rękę, by uścisnąć moją dłoń. A ja, która tyle rozprawiałam w Bloemendaal o potrzebie wybaczania, nie podałam mu swojej. Kiedy te złe, mściwe myśli gotowały się we mnie, zrozumiałam, że są grzeszne. Jezus Chrystus zmarł za tego człowieka, czy trzeba mi czegoś więcej?
– Panie Jezu – zaczęłam się modlić – wybacz mi i dopomóż, abym wybaczyła temu człowiekowi.
Próbowałam się uśmiechnąć, podnieść rękę. Nie mogłam. Nic nie czułam, ani odrobiny miłosierdzia. Jeszcze raz w duchu odmówiłam modlitwę.
– Jezu, nie potrafię mu wybaczyć. Naucz mnie przebaczać.
Kiedy wreszcie podłam mu rękę, stała się rzecz nie do uwierzenia. Wzdłuż mojej ręki przeszedł ku niemu jakby prąd, zaś w moim sercu zapłonęła miłość dla tego obcego człowieka, która omal nie powaliła mnie z nóg. Zrozumiałam wtedy, że uzdrowienie tego świata nie zależy od naszego przebaczenia, naszej dobroci, ale od Jego przebaczenia i Jego dobroci. Nauczając nas, byśmy kochali naszych wrogów, wraz z tym poleceniem daje nam miłość. Trzeba było jej wiele.”