Dziecko pokoju to niezapomniana opowieść o prymitywnym plemieniu żyjącym w dżungli w drugiej połowie XX-tego wieku. Największą ich chlubą jest oszustwo i zdrada. Jak się z nimi porozumieć? Jak wyjaśnić im to, co najważniejsze: drogę zbawienia?
Fragment z książki „Dziecko pokoju”
Yae z plemienia Sawi czekał na przypływ morza, dzięki któremu można było z mniejszym wysiłkiem popłynąć pod prąd rzeki Kronkel. Jego żona, Kautap piekła sago. Dwuletni syn bawił się na macie ludzką czaszką. Drugie, kilkumiesięczne maleństwo spoczywało na łonie Kautap.
– Dlaczego tak często wyprawiasz się do Haenam? To przecież niebezpieczne – powiedziała.
Haenam przez długi czas było w konflikcie z ich wioską Kamur. Yae sądził jednak, że pozyskał tam przyjaciół. Tego dnia ubrał wąską spódniczkę, przysługującą tylko najwaleczniejszym wojownikom. Yae należał do nich. Dotąd zabił aż pięciu wrogów. Zabrał łuk i dzidę. Jego piroga pomknęła w górę Kronkelu.
Kilka miesięcy wcześniej Yae zawarł przyjaźń z jednym z nieprzyjaciół. Miał nadzieję na doprowadzenie do trwałego pokoju między obiema wioskami. Uczyniłoby go to bohaterem. Wspólnymi siłami mogliby się uporać z innymi wrogimi plemionami, co zapewniłoby mu nieśmiertelność w legendach. Gotów był na ryzykowne wizyty w Haenamie dla podtrzymania tej przyjaźni. Płynął teraz, aby zaprosić kilku z ich wojowników na doroczne tańce do Kamuru.
Ostatnio przywitał go Kauwan, deklarując przed całą wioską swą przyjaźń, co gwarantowało jego bezpieczeństwo. Zaprowadził go do domu starszych, gdzie wokół niego stanęło 20 najprzedniejszych wojowników Haenamu. Wśród nich Mahaen i Kani. Z uznaniem mówili o jego bojowych wyczynach. Rozmawiali o wspólnych wrogach. Na koniec Yae powstał i rozejrzał się uważnie wkoło. Wiedział, że jeśli to pułapka, cios spadnie teraz. Wojownicy odprowadzili go jednak przyjaźnie do pirogi. Jego serce wypełniła radość. Gdy dopłynął do Kamur, głośnym śpiewem opowiedział o zawarciu pokoju z wioską Haenam. Z pokrytych trzciną chat odpowiedział mu pomruk podekscytowanych głosów.
W ciągu siedmiu miesięcy Yae odwiedził Haenam dziesięć razy. Za każdym razem jego poczucie bezpieczeństwa rosło. W czasie ostatniej jedenastej wizyty nie miał już żadnych obaw. Znał wszystkich wojowników po imieniu. Był ich przyjacielem. Nie wątpił, że większość przyjmie jego zaproszenie. I tym razem podjęto go serdecznie. Zgodzili się przybyć na święto. Otrzymał sznurek, na którym miał zawiązać 12 supłów oznaczających dni pozostające do święta. Yae zabrał się do tego ochoczo. W tym czasie Mahaen wyciągnął spod maty sztylet z kości, dając znak pozostałym. Trzej inni wstali, jakby chcieli się przeciągnąć, sięgając po leżące na półce dzidy. Ze złośliwymi uśmiechami skierowali je ku Yae. W dłoniach innych pojawiły się kamienne toporki. Jedynie Kauwan pozostał bez broni, podtrzymując rozmowę z pochylonym nad sznurkiem Yae.
Dreszcz przeszedł mu po skórze, gdy zorientował się, że wkoło zrobiło się cicho i ciemno. Widząc utkwione w sobie oczy wojowników skamieniał. Czekali na te chwilę siedem miesięcy. Beztroska pewność siebie na jego twarzy ustąpiła rozpaczy. Później przez wiele lat prześcigali się w opisywaniu, jak oczy Yae wyszły z przerażenia na wierzch, wargi zadrżały, a ciało okrył zimny pot.
– Tuwi asonai makaerin („Tuczyliśmy cię przyjaźnią na ubój”) – usłyszał.
Słowa te wyrażały fundamentalną zasadę kultury Sawi, która idealizowała zdradę. Yae zrozumiał, że mieszkańcy Haenamu od początku chcieli go zabić, ale to równałoby się jedynie pospolitemu zabójstwu, którego mógł dokonać każdy. Zachowanie pozorów przyjaźni i ukoronowanie jej zdradą wymagało wyrafinowania, które zapewniało miejsce w legendach.
– Kauwan – krzyknął Yae do rzekomego przyjaciela – Broń mnie!
Kauwan, który go zaprosił i gwarantował bezpieczeństwo, cofnąwszy się miedzy dwóch wojowników, powiedział:
– Nie chciałem się zgodzić na wyrządzenie krzywdy przyjacielowi, ale obecny tu Maum obiecał mi swą córkę za żonę, dlatego nie mogę ci już pomóc.
– Dotrzymaj obietnicy – krzyknął Yae, próbując wstać, ale włócznia Mauma ugodziła go w bok. Wojownicy przysunęli bliżej swoje dzidy.
– Trzeba mi było dać dziecko pokoju – powiedział Kauwan. – Wtedy bym cię bronił.
Dane książki:
Autor: Don Richardson
Wydawca: Arss Polona
stron: 280, format: 14 x 20 cm
oprawa: miękka
Rok wydania: 1988
Tytuł: Dziecko pokoju