Izrael po mojemu – Renata Pruszkowska
Podobno podróże początkowo odbierają nam mowę, a później nie pozwalają przestać mówić. U mnie się to sprawdziło. Ale wcześniej zainspirowało mnie życie dwóch Żydów – przyszywanego wujka Ziutka i Jezusa Mesjasza. I choć żyli oni w odległych czasach, byli do siebie podobni. Ich osobowości wpłynęły na moje życie – spięły klamrą i poprowadziły do fascynującej krainy Biblii, a także do wnętrza mnie samej. A Izrael? Ma w sobie coś niezwykłego – przyciąga i każe wrócić, choćby we wspomnieniach. Gdybym w całym swoim życiu miała zobaczyć jeden kraj, wybrałabym Izrael. Szalom, mój Izraelu.
Renata Pruszkowska
Osobę zakochaną łatwo rozpoznać po objawach: bezsenność, brak apetytu, rozkojarzenie. Ale wystarczy, że rozmowa zejdzie na obiekt westchnień i kłopoty z koncentracją znikają. Umysł jej staje się jasny, głos rozmarzony, oko maślane. Obserwuję to, kiedy wpadam na niedzielny obiad. Widzę, jak mama dostaje skrzydeł, dzieląc się nową historią o ukochanym Izraelu. Czytając tę książkę, drogi Czytelniku, poczujesz się jak na deserze u Pruszkowskich. Brakuje tylko babcinego ciasta i termosu z ciepłą herbatą dla nieco zazdrosnego taty. Cała reszta jest. Michał Pruszkowski
Autor: Renata Pruszkowska
Wydawca: Oficyna Wydawnicza Vocatio
Fragment
Podczas lotu wszystko mi smakuje, zwłaszcza humus i wino. Wino przednie. Chciałam poznać jego nazwę i przywieźć butelkę na zaręczyny córki. Zagadnęłam więc stewarda, a on po dziesięciu minutach przychodzi z dużą butelką i pyta, czy ją przyjmę od załogi. Czy przyjmę?! Chyba już kocham ten kraj. Za pół godziny mamy lądować. Tam, gdzie Zachód spotyka się ze Wschodem. Od dzieciństwa Izrael dobrze mi się kojarzył. W dużej mierze dzięki przyszywanemu wujkowi Ziutkowi. Oprócz tego, że był mężczyzną przystojnym, to jeszcze niesłychanie charyzmatycznym. Umiał także słuchać. Pochylał się z lekka ku rozmówcy, a ja, widząc te jego serdeczne oczy i z lekka zabłąkany uśmiech, czułam, jak rozgrzewa mi się serce. Nie mówiąc o chwilach wzniosłych. Gdy brał do ręki skrzypce i spływała z nich Legenda Wieniawskiego, ja, fanka jazzu, wymiękałam.
…
Świat poznaje Boga, Pana Historii, na przykładzie Izraela. Czyż Jego proroctwa dotyczące Żydów nie wypełniają się na naszych oczach? Nie tylko ja zaliczam je do kategorii cudów. A największym cudem jest to, że nadal żyją. Mój sąsiad powtarza: „Nie wierzę w cuda”. Może uwierzy, kiedy będzie ich potrzebował.
Tak jak Izraelczycy, którzy są realistami wierzącymi w cuda. Pierwszym cudem było wskrzeszenie martwego języka. Powracali do ojczyzny ze stu dwudziestu jeden krajów, mówiąc siedemdziesięcioma językami. Nie mogli przyjechać i stworzyć tu wieży Babel. Powrócili więc do języka praojców. Inaczej nie dało się odbudować kraju. Wprawdzie w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku na izraelskich ulicach słyszało się jeszcze język polski, lecz trudno się dziwić, skoro w pierwszym rządzie pięciu ministrów pochodziło z Polski, w Knesecie sześćdziesięciu jeden parlamentarzystów miało polski rodowód, a inauguracyjnej sesji omal nie poprowadzono w języku polskim.
Jakie to krzepiące, że wszędzie mamy swoje „wtyki”. Za takich swojaków uważam Davida Ben Guriona, naszego rodaka z Płońska, oraz Szewacha Weissa, byłego ambasadora w Polsce. Ten przyznał, że pierwszy premier, człowiek z charyzmą i rękami pięknymi jak u pianisty był dla Izraela niczym Józef Piłsudski dla Polski czy Jerzy Waszyngton dla USA. Postanowił, że w nowej ojczyźnie wszyscy będą mówić po hebrajsku. Jako minister obrony…